Komentarze: 2
Wracam, a przynajmniej taki mam plan. Wrócić do was i nadal was męczyć. Przerwa jaka była ostatnio w blogowaniu powodowana była:
moim lenistwem
zmianą pracy a co za tym idzie nawałem nowych obowiązków
(ostatnio) remontem w mieszkaniu.
A propo remontu to gdyby nie moje 'umiejętności' to już dawno było by po kłopocie. Wszystko zaczęło się od malowania.
Z tym, że przy okazji postanowiłem wymienić płytę paździerzową chroniącą dojście do szachu na karton-gips czyli tak, żeby było
nowocześniej i zdrowiej bo w paździochu może się zalęgnąć grzyb a w karton-gipsie nie.
Dodatkowo przy okazji postanowiłem przenieść gniazdko elektryczne i pstryczek do światła.
Zaopatrzyłem się w niezbędnik młodego destruktora czyli młotek i przecinak do betonu i przystąpiłem do demolki.
Płytę rozwaliłem dosyć szybko i dosyć szybko osadziłem karton-gips szkoda tylko, że krzywo i teraz wygląda to koszmarnie przez
co szlag mnie trafia. Pstryczek też udało mi się przenieść, ale i tak jutro idzie do poprawy, bo teraz jest prowizorka grożąca
pożarem. Z gniazdkiem poszło mi nieco gorzej bo okazało się, że musze kuć w żelbetowej płycie, żeby móc kabelki puścić w ścianie.
Jak zacząłem kuć tak po mniej więcej 4 godzinach przyszedł wkurwiony sąsiad, że mu sportu nie daje oglądać. Sąsiad mieszka pięć
pięter niżej co mnie nieco zdziwiło, że słyszy i mu to przeszkadza bo w sumie osoba mieszkająca bezpośrednio pode mną nie
skarżyła się. Koniec końców z sąsiadem się pokłóciłem i go wygoniłem z domu a on postraszył mnie skargą do administracji.
Chwilę po tym jak wyszedł ja też się poddałem i postanowiłem nie przenosić gniazdka tym bardziej, że faktycznie robiło się już
późno a praca posuwała się w żółwim tempie.
Podłączenie gniazdka spowrotem do sieci poskutkowało spaleniem trzech z czterech
korków elektrycznych. Ratując resztki honoru podłączyłem ostatni działający korek tak, żeby chociaż w pozostałych gniazdkach był
prąd, żeby nam lodówka się nie rozmroziła.
I tak zakończyła się sobota.
1 wkurwiony sąsiad,
3 spalone korki,
0 przeniesionych gniazdek,
1 przeniesiony włącznik światła ale do poprawy tak więc się nie liczy.
W niedzielę wcale nie było lepiej, pomijam tu fakt, że malowałem w niedzielę zamiast święcić dzień święty... Pod koniec dnia
udało mi się skończyć malować sufit, który i tak idzie do poprawy bo szpachlę gipsową, która miejscami położyłem, trzeba było
jeszcze wyrównać...
Dziś jest wtorek. Rozpierducha w domu zdaje się nie mieć końca, Udało mi się wyszlifować sufit i doprowadzić go do jako takiego
wyglądu. Jutro być może uda mi się naprawić włącznik światła i rozpocznę 'drugą turę' z przenosinami gniazdka.
(Nie wiem jeszcze jak, ale muszę je przenieść, brakuje mi jeszcze 20 centymetrów żelbetonu do skucia).
No cóż jestem dobrej myśli, chociaż jak tak czasem spojrzę na siebie z boku to tak jakbym widział tą czeską bajkę pt. 'Sąsiedzi',
wszystko co może nawalić nawala. I tak od soboty. Miało być szybkie malowanie w jeden dzień a tymczasem już piąty trwa remont.