Najnowsze wpisy, strona 1


sty 20 2008 Gruźlica
Komentarze: 1

Już chciałem wrócić do w miarę regularnego pisania a tu kolejny pech. Postaram się, w miarę na tyle ile pamiętam, przywrócić ostatnie dwa miesiące naszego życia, moje odczucia itp.

Jak już powszechnie wiadomo jesteśmy już we trójkę. Co prawda dzidziusia zobaczymy dopiero za 159 dni ale już teraz wiemy, że będzie to chłopczyk :). Cały czas trudno mi w to uwierzyć, że w końcu się udało i w końcu doczekamy się naszej kruszynki.

Najstarsi czytelnicy pamiętają pewnie w jak trudnych dla nas okolicznościach powstawał ten blog. Wtedy był to dla nas najgorszy okres w naszym życiu, teraz odwrotnie, jesteśmy na szczycie i cieszymy się, delektujemy, każdym dniem ciąży. Słoneczko moje na pewno odczuwa to zdecydowanie bardziej intensywnie, ale i ja jestem maksymalnie szczęśliwy, i dumny, i pełen obaw że nie podołam, i wierzący że mogę zrobić wszystko, i radosny, i szczęśliwy, i szczęśliwy, i szczęśliwy i czasem to wszystko na raz.

Jest cudownie, i każdemu kto pragnie dziecka, życzę tego z całego serca. Niech każdy się cieszy tak jak my:).

Teraz nawet gruźlica, którą u mnie wykryto, nie jest niczym strasznym chociaż dwa miesiące temu nieźle się wystraszyliśmy. Ale po kolei.

Zaczęło się niewinnie, jak zwykle :), od kaszlu i stanu podgorączkowego. Ufny w swoje zdrowie i wierząc w cudowne właściwości IBUPROMU przechodziłem przez tydzień do pracy, codziennie rano łykając tabletkę, a później już po dwie żeby nie było gorączki. Po mniej więcej tygodniu, gorączka przeszła ale kaszel pozostał, na dodatek strasznie się pociłem w nocy i to tak, że musiałem dwa razy zmieniać koszulkę. Wiem, że powinienem się już wtedy zainteresować dokładniej, ale kto z ręką na sercu nie bagatelizuje takich objawów a już na pewno nie ma zbyt wielu ludzi, którzy połączyliby takie objawy z gruźlicą.
W każdym bądź razie ja bagatelizowałem, a bakterie w najlepsze rozwijały się w moich płucach.

Po mniej więcej dwóch miesiącach poszedłem na rtg klatki piersiowej i z wynikiem do lekarza już tylko, żeby potwierdzić, że wszystko ok bo i objawy mi jakoś zelżały (no może oprócz kaszlu)

Pulmonolog, bo tak się nazywa lekarz płuc, zaprosił mnie do gabinetu coś tam zaczął pytać jednocześnie wyjmując zdjęcie rtg z koperty. Chwilę sobie miło gawędziliśmy o objawach, o tym co mnie skłoniło że zrobiłem sobie zdjęcie (odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że skłoniło mnie skierowanie bo źle się przecież nie czuję) itp. W końcu lekarz spojrzał na zdjęcie i tu rozmowa się całkowicie ucięła i nastała tzw. 'krępująca cisza'. Po chwili doktor wyszedł z gabinetu ze zdjęciem na odchodne rzucając, że musi się skonsultować. Zastanowiło mnie, że już się nie uśmiechał jak wychodził i to był pierwszy moment, w którym się trochę przestraszyłem. Z tym, że był to pierwszy raz w moim życiu kiedy przestraszyłem się nie o moje zdrowie ale o to co się stanie jeśli jestem na coś strasznego chory. Co ze słońcem i z dzidziusiem, który pewnie by chciał mieć i mamę i tatę.
Żeby sprawiedliwości było zadość. To nie tak, że jestem bohaterem i NIE bałem się o siebie tylko o rodzinę. NIE. Wystraszyłem się o siebie i swoje zdrowie, ale pojawił się w moich myślach dodatkowy element, którego wcześniej nigdy nie odczuwałem. Pamiętam jak dowiedziałem się w stacji krwiodawstwa o swoim HBSie. Wtedy Słoneczko nie było jeszcze moją żoną tylko dziewczyną, i wtedy to uczucie strachu o swoje zdrowie było zupełnie inne. Nie było obarczone odpowiedzialnością za inne osoby (przynajmniej nie w takim stopniu jak teraz).

Ale wracając do mojej wizyty. Lekarz wrócił po jakiś 10 minutach i z miejsca zaczął, że sytuacja nie wygląda najlepiej. Poinformował mnie że to może być gruźlica i to był początek rewolucji jaka zaszła w naszym życiu jakieś dwa miesiące temu. Jeszcze tylko zdążyłem otrzymać garść informacji o chorobie i ze skierowaniem do specjalisty na ulicy P. poszedłem do domu (najpierw jeszcze do apteki po maseczki na twarz, bo jak lekarz usłyszał, że Słońce jest w ciąży to zalecił nie podejmowanie żadnego ryzyka.)

I to tyle jeśli chodzi o pierwszą wizytę i pierwszy szok, Wracałem do domu jak przetrącony kijem. Nie wiedziałem co to za choroba, nie wiedziałem jak jestem groźny dla Słońca, nie wiedziałem jak jestem groźny dla dzidziusia, nie wiedziałem czy mogę wrócić w ogóle do domu, ale tak samo jak w przypadku HBS chciałem być z najbliższą mi osobą, z moim Słoneczkiem.


I wróciłem do domu (zaopatrzony w maski na twarz).

cdn...

zapiski-taty : :
paź 19 2007 Cud
Komentarze: 3

Chciałem coś napisać, coś ładnego ale po co. Tu jest wszystko:

http://mojsmuteczek.blog.onet.pl/2,ID260162805,index.html 

zapiski-taty : :
wrz 16 2007 Dzień Kotana
Komentarze: 2

Ze Słońcem moim kochanym poszliśmy na koncert z okazji Dnia Kotana.

Wszystko fajnie, koncert git, niestety jak zawsze na koncertach znalazło się kilkoro ludzi, których nie powinno tam być. Prawdę mówiąc moim zniem takich ludzi nie powinno być wogóle na świecie no ale niestety zostali spłodzeni i są. 

Są i chodzą na koncerty, na ktorych rzucają w artystów świecącymi rurkami (nie wiam jaka to ma nazwę ale chodzi o rurki, które jak się potrząśnie to świecą), albo pokazuja im fuck you. No normalnie strasznie zabawne... (brak słów)

Po paru godzinach koncertu zziębnięci poszliśmy do Świnksa na ciepłą herbatę i shoarmę. Jedzenie postawiło nas na nogi i zadowoleni wtróciliśmy do domu. Już myślałem, że zamknę ten dzień miłym masażem Słońca, ale niestety nie udało się. Wystarczyło jedno zdanie Słońca, po którym straciłem humor i strzeliłem focha.

Słońce podważyło sens mojej kilkugodzinnej pracy (layout strony www dla znajomego) i poddało w wątpliwość czy ja się dobrze z nim rozliczam za zmiany, jakie wprowadzam na jego stronie obecnie. Kurcze no, zero zaufania. Wkurza mnie już ta ciągła podejrzliwość. Jednym zdaniem określiła, że mi nie wierzy, że jestem frajer i robię za darmo (Słońce chce sprawdzić wpływy na konto od znajomego) i że niepotrzebnie coś robię.

No i jestem sfochowany. 

zapiski-taty : :
cze 29 2006 Pedzie.
Komentarze: 3

Naraziłem się dziś dwóm osobom w pracy, a dokładniej mówiąc osoby te przestały mnie lubić i zaczęły traktować jak dziwaka.
Poszło o homoseksualistów. Najpierw wypłynął temat homoseksualizmu i par homoseksualnych żyjących ze sobą. Generalnie na początku wszyscy się zgadzali, że homoseksualiści nikomu nie przeszkadzają i niech sobie żyją. W miarę rozwijania tematu szły coraz 'grubsze' docinki pod adresem gejów (ale lesbijek już nie) a to co mnie zapieniło to było stwierdzenie kolegi, że On jako zmotoryzowany nie życzy sobie żeby homoseksualiści manifestowali i zagradzali mu ulice bo On dla przykładu nie robi manifestacji ze swoją dziewczyną.

Wkurzyłem się bo jakoś tak prostacko mi to zabrzmiało, i tu na marginesie muszę dodać, że pare lat temu pomyślałbym i powiedział podobnie, ale na szczęście spotkałem Słońce, które wyprostowało mi parę poglądów. Mówię kolesiowi, że najprawdopodobniej homoseksualiści manifestują, bo są dyskryminowani i muszą w jakiś sposób pokazać, że po pierwsze , po drugie chcą móc normalnie żyć.
To, że żyją inaczej niż ogół polskiego społeczeństwa to już jest ich broszka i nikomu nic do tego. Na to kolega wytoczył z grubej rury stwierdzenie, że ok. niech sobie żyją tylko niech się z tym nie obnoszą. Kurde (pomyślałem) jak to mają się nie obnosić? Jak kogoś kocham to się z tym obnoszę. Jestem wtedy szczęśliwy i chcę to tej osobie pokazać a nie kryć się z tym. Jak widzę Słońce moje na ulicy to się do niej uśmiecham, kupię jej kwiatki i pocałuje w czółko (z racji różnicy wzrostu jest to najczęściej całowana część Słoneczka przeze mnie w pozycji stojącej), a nie udaję, że Jej nie znam i dopiero za drzwiami domu okażę jej to co do Niej czuję.
W tym momencie kolegę poparła koleżanka argumentując, że dzisiaj geje poproszą o legalizację związków a jutro o możliwość adopcji i wychowywania dzieci. Bez nerwów, na spokojnie, zacząłem tłumaczyć że o takim radykalizmie nic nie mówiłem i też pomysł z adopcją dzieci przez pary homoseksualne nie bardzo mi się podoba i generalnie jestem przeciwny, ale jeśli już ktoś decyduje się, na życie z kimś pod jednym dachem to powinien mieć prawnie zagwarantowany status normalnej jednostki społecznej jaką jest obecnie mąż i żona.
Co komu szkodzi, że dwóch panów, albo dwie panie razem się rozliczą w zeznaniu podatkowym i będą miały prawa spadkowe i inne przywileje jakich obecnie nie mają? To jest ich wybór i nic mi do tego. Czy mi się to podoba czy nie należy ich wybór uszanować. W tym momencie dyskusja została zakończona. Koleżanka powiedziała, że nie życzy sobie, żeby homoseksualiści zajmowali w stosunku do niej pozycje 'roszczeniowe' i nie zgadza się na to, żeby: adoptowali dzieci (już nie powtarzałem, że nic takiego nie mówiłem) zakładali rodziny manifestowali na ulicach w momencie kiedy Ona jedzie samochodem I na tym stanęło. Ja już nie miałem siły dyskutować i każdy z nas odszedł w inną stronę do swoich obowiązków.

A ja powtórzę jeszcze raz. NIE MOJA SPRAWA.

Już w domu przyszła mi jeszcze jedna myśl, o której kiedyś Słońce mi powiedziało a o której zapomniałem, ale może i lepiej bo sama myśl jest 'rewolucyjna'. Ale po kolei.

Słońce moje mieszkając jeszcze w K. chodziło do domu dziecka poopiekować się maluszkami. Historie jaki mi opowiadała i sytuacje jakie widziała do tej pory powodują, u mnie gęsią skórkę. Wyobraźcie sobie, że wchodzicie do pokoju gdzie siedzą dzieciaki i 20 par rączek od razu wyskakuje w górę bo każde dziecko, chce się po prostu przytulić. Tak się składa, że w ich dotychczasowym pięcio-sześcio letnim życiu nie były przytulane przez rodziców, nie miały okazji usnąć tacie na rękach czy pogłaskać mamę po włosach, i jestem pweny że mają w nosie to, czy ktoś jest homo czy hetero. Czarny czy biały. Żyd czy chrześcijanin. Po prostu CHCĄ SIĘ ZA WSZELKĄ CENĘ PRZYTULIĆ bo do tej pory nigdy tego nie robiły i nawet nie wiedzą jak to jest.
Z tych opowieści Słońca z domu dziecka utkwiła mi jeszcze historia dzieciaka, który jak to dzieci czasem robią narobił w pieluchę. Niestety dla tego dzieciaka, nikt się nim nie zainteresował, przez co leżał tak w brudnej pielusze jakiś czas. Jak to Słońce barwnie określiło dzieciak był dosłownie uwalony kupą po pachy. Kupa była przyschnięta do ciała co wskazuje, że leżał tak brudny co najmniej parę godzin. To może lepiej dla niego by było jeśli zostałby adoptowany przez rodziców gejów/lesbijki niż leżeć i gnić bo akurat nikt nie miał czasu się nim zająć.

Ciekaw jestem co by na taką myśl powiedział Roman G. powszechnie zwany Giertychem :)

zapiski-taty : :
cze 13 2006 Prezent(y)
Komentarze: 4

Ok. to już mogę zdradzić.

Wczoraj wieczorem tak około 24:00 poszliśmy spać. Ja położyłem się trochę wcześniej i czekałem aż Słońce skończy z komputerem i przyjdzie do mnie. Miałem jeszcze chytry plan i walczyłem ze sobą żeby tylko nie usnąć przed Słoneczkiem.
Ciężko było ale ostatecznie udało się. Słońce w końcu przyszło do mnie i po chwili obróciło się na lewy bok zajmując pozycję embrionalną czyli jedyną w jakiej usypia. Odczekałem jeszcze dla pewności 180 oddechów i wstałem po cichu do łazienki, że to niby za potrzebą. Po drodze zgarnąłem plecak, gdzie już wcześniej zbunkrowałem prezenty.

Pierwszy prezent (mp3) położyłem w łazience na naszej tymczasowej szafce a drugi (perfumy) wziąłem ze sobą z powrotem. Perfumy położyłem zaraz obok komórki tak, żeby Słońce jak zawsze sięgając po nią rano, trafiło na nie ręką. (Komórka służy nam jako poranny budzik, który ma wspaniałą funkcję drzemki tak więc zawsze rano jakieś dwie-trzy drzemki zaliczymy zanim wstaniemy). Po tych konspiracyjnych 'przygotowaniach' już z czystym sumieniem poszedłem w kimę śpiąc 'snem sprawiedliwego'.

A rano wszystko potoczyło się dokładnie tak jak to sobie zaplanowałem :), co muszę powiedzieć, rzadko mi się zdarza. Słońce sięgnęło po komórkę trafiając na perfumy i od razu rozbudzając się ze snu. Zapach spodobał się, i w tym miejscu nieskromnie pochwalę się, że jeszcze nie kupiłem perfum które by Słońcu się nie podobały. (Albo może żoneczka moja kochana nie chce mi po prostu o tym mówić :). Nic nie zdradzając złożyłem życzenia i poleżeliśmy jeszcze trochę, po czym Słońce udało się do łazienki, tym samym odkrywając kolejny prezent. Chyba się nie spodziewała bo widać było, że jest zaskoczona. A ja byłem szczęśliwy, że udało mi się sprawić Słońcu przyjemność i w jakiś sposób miło Ją zaskoczyć.

Tyle że za rok chcąc być oryginalnym będę musiał jeszcze bardziej ruszyć mózgownicą :) no ale mam na to 12 miesięcy.

KKDK

hunted_by_a_freak
- wniosek z tej historii taki: mniej kaców-morderców mniej wypitych mrówek :)

BanShee - wolę nie wiedzieć bo przestanę do barów i restauracji chodzić.

unsafe, Małgosia - no co wy z tym kminkiem przecież dobry jest :).

zapiski-taty : :