Początek
Komentarze: 4
Razem ze Słońcem studiowaliśmy na jednej uczelni z tym, że na różnych tokach tak więc na zajęciach się nie widzieliśmy. Muszę powiedzieć, że z widzenia kojarzę Słoneczko moje jako, że ładna dziewczyna jest i podobała mi się (i dalej mi się podoba:). Słońce natomiast twierdzi, z rozbrajająca szczerością, że mnie wogóle nie kojarzy. NIC. Tak jakby mnie wogóle nie było (aż dziw bierze, że nie kojarzy takiego przystojniaka jak ja:).
Po studiach, które ukończyłem z opóźnieniem, przyjechałem do betonowego miasta, a Słońce pojechało kontynuować naukę do wspaniałego Krakowa. Tutaj nasze drogi całkowicie się rozeszły i raczej nic nie wskazywało na to, że jeszcze kiedykolwiek się zejdą. Żyłem sobie spokojnie w wynajmowanej kawalerce z dwoma kolegami ze studiów (jeden to nawet z czasów podstawówki jeszcze) i szczęśliwy z posiadanej pracy egzystowałem na poziomie małego robaka, który dzień za dniem powtarza te same czynności:
1. wstać,
2. higiena,
3. śniadanie,
4. praca,
5. powrót,
6. obiad,
7. czas wolny,
8. kolacja,
9. piwo,
10. spać,
11. wróć do linii 1.
I tak sobie żyliśmy w tej naszej 'męskiej komunie', aż pewnego dnia przyjechał Rafał (kolejny kolega ze studiów) z dziewczyną na imprezę. Zdziwiłem się jak zobaczyłem, że dziewczyną tą było Słoneczko kochane, obecnie moje:). Co prawda Słońce twierdzi, że nie była 'dziewczyną' Rafała tylko 'koleżanką', ale z relacji samego Rafała wynika coś zupełnie odwrotnego.
Dziewczyna czy nie, spodobała mi się. Poszliśmy potańczyć, napić się piwa i kulturalnie spędzić czas całą banda jaka wtedy była (zabawne jest to, że nie pamiętam już dokładnie kto był a kto nie, no ale to nieważne). Rafał dosyć szybko się spił i położył głowę na stole, a ja z racji tego, że tancerz urodzony jestem no cóż, poprosiłem Słońce do tańca (niektórzy 'zazdrośni ludzie' twierdzą, że jestem tak dobrym tancerzem, że mi muzyka w tańcu wogóle nie przeszkadza, ale jak już pisałem to są zazdrośniki i nie należy im wierzyć).
Jestem przekonany, że oczarowałem wtedy Słońce swoim 'krokiem' tanecznym, z którego teraz nie raz się śmieje i często go małpuje umyślnie zmieniając i karykaturując.
Impreza się skończyła a mi udało się jedynie wymienić emailami i numerami telefonów ze Słońcem. Zresztą i tak nie 'podchodziłem' jej jeszcze wtedy, gdyż jak pamiętacie w moich oczach była 'dziewczyną' Rafała a dziewczyn innych facetów się nie podrywa.
Wymieniliśmy parę emailii i chyba smsów i na tym koniec mojej i Słońca znajomości. Na rok.
Po roku Rafał zadzwonił do mnie i powiedział, że jego 'koleżanka' zaprosiła go na wesele, na które się wybierała ale on nie może iść i czy może jej dać kontakt do mnie i czy ja z Nią pójdę. Nie powiedział o kogo chodzi a i ja nie skojarzyłem za bardzo bo to już rok jak się nie widzieliśmy a wcześniejsze nasze kontakty ograniczały się do jednej imprezy i paru spojrzeń na uczelni. Z racji, że wolny byłem, jak i wizja zabawy była mi miła zgodziłem się no bo czemużby nie. Następnego dnia Słońce zadzwoniło do mnie i wyraźnie słyszałem to w jej głosie, że była wystraszona:) (tutaj pewnie się ze mną nie zgodzi), a nawet jeśli nie wystraszona to przynajmniej skrępowana. Umówiliśmy się wstępnie, że odbiorę ją z dworca w Kielcach, później pojedziemy do mnie a później na wesele. No i poszedłem na dworzec, wiedziałem już dobrze na kogo czekam, a że już wtedy mi 'zależało' kupiłem kwiatka i czekałem. W zasadzie na dworzec to nie poszedłem, a pojechałem a jeszcze ściślej to podwoził mnie kolega, swoim sfatygowanym maluchem. Kolega jechał gdzieś tam (chyba do ojca) i po drodze mnie zabrał. Do ojca nie dojechał, bo po drodze na rondzie zaliczyliśmy stłuczkę a dokładniej mówiąc, to wjechaliśmy w tył jakiemuś samochodowi.
Kiepsko było, tu kolega w opałach i należałoby zostać przynajmniej z nim, tam Słońce już niedługo ma przyjechać a ja jeszcze kwiatka nie kupiłem. Oj kiepściunio było ale Maciek kazał mi iść, mówiąc, że sobie poradzi, a mi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.
Dobiegłem do dworca, szczęśliwie przy dworcach zawsze są jakieś kwiaciarnie, i już 'uzbrojony' w różę czekałem na autobus. Chwilę później przyjechał, Słońce wysiadło a mnie 'trafiło', i wtedy to już naprawdę zaczęło mi zależeć (zależało mi tak, że już na weselu podjąłem 'zapaśnicze' kroki celem zdobycia Słońca ale to juz opowieść na inny dzień:).
I tak jest do dzisiaj. Rano, wieczorem, na spacerze, przed telewizorem, w łóżku, na spacerze, w kinie, u znajomych... Wystarczy, że Słońce jest koło mnie a lepiej się czuje. Spokojny taki.
To szczęście chyba jest:)
P.S. Później już dowiedziałem się, że zanim Słońce zadzwoniło do mnie to wcześniej, próbowała umówić się na to wesele z trzema czy czterema innymi facetami. Hmm... no cóż nie czuje się 'piąty'. Raczej odbieram to jako 'znak' opatrzności:)
KKDK
InnaM - Też raz miałem sen, w którym wiedziałem że śnie i że to tylko sen. Śmieszne uczucie to było:)
Dodaj komentarz