Komentarze: 1
Uff... przeprowadzka zakończona.
Od dzisiaj wpisy będą pod adresem:
http://www.zapiski-taty.blogspot.com/
Wygodniej się tam pisze.
Uff... przeprowadzka zakończona.
Od dzisiaj wpisy będą pod adresem:
http://www.zapiski-taty.blogspot.com/
Wygodniej się tam pisze.
Dziś po raz kolejny podglądaliśmy naszego dzidziusia. Tym razem dokładne badanie z pomiarami główki, brzuszka, ser ducha itp.
Lekarz nawet włączył na chwilę widok 4d tak, żebyśmy mogli w trzech wymiarach w czasie rzeczywistym zobaczyć naszego szkraba. No i zobaczyliśmy nasza kruszynkę, nie tak dokładnie jak byśmy chcieli bo dzieciak wcisnął nam się i zasłonił rączką po raz kolejny nie pokazując dokładnie jak wygląda. Tak więc zobaczyliśmy zarys noska, oczu i otwartej buzi.
Słonce się śmieje, że otwarte usta podczas snu to ma po tacie. No cóż nie przeczę, ze zdarza mi się podczas snu, że szczęka mi opada i od czasu do czasu nawet uda mi się dzięki temu chrapnąć. Od czasu do czasu to znaczy, że kilka razy już spałem w pokoju po to tylko, żeby Słońce mogło spać. (w każdym bądź razie ja jeszcze tego mojego chrapania nie słyszałem i do końca w nie, nie wierze, tym bardziej, że nikt mi nigdy wcześniej nie zwracał na to uwagi).
A propo opadającej szczeki to przypomina mi się jak kiedyś jadąc w pociągu przysnąłem, a Słońce po czystej złośliwości, zamykało mi usta palcem za każdym razem jak mi szczęka opadła. Wiem bo byłem w tzw. półśnie i po prostu nie miałem siły reagować na to, no i tak sobie jechaliśmy, a Słońce ku uciesze współpasażerów co chwile mi tym swoim palcem szczękę siup, do góry.
Wracając jednak do naszej gwiazdy wieczoru to P. jedyne co pokazał nam bardzo wyraźnie i na dodatek w trzech wymiarach to siusiak. To już drugi raz jak prezentuje nam się od tej strony zupełnie się nie wstydząc. I dobrze bo nie ma czym chłopak. Nie mogę się już doczekać kiedy zobaczę go na żywo i w pełnej okazałości. USG jest fajne, ale trzymać dziecko na rekach….. :)
Po raz kolejny tez P. potwierdził, że najprawdopodobniej będzie wysokim dzieckiem bo już teraz wyprzedza statystyki o jakieś dwa tygodnie. Rośnie nam zuch na potęgę :)
KKDK
InnaM – z początku tez się zdenerwowałem, zwłaszcza po wizycie u babska. Teraz no cóż, przeszedłem nad tym do porządku dziennego i tak dobrze, że np. nie okazało się że jest to cos gorszego. Był na Sali taki facet, tez przyjechał z podejrzeniem gruźlicy a po tygodniu badań pojechał na chirurgie bo się okazało że ma raka i trzeba płuco wyciąć. Wiem, ze to nie fair porównywać się do tych co mają gorzej no ale cieszę się, że jednak u mnie jest to tylko Mycobakterioza a nie gruźlica czy rak. Mam nadzieję, że z tamtym mężczyzną jest ok. i wrócił już do rodziny.
Magicsunny – dzięki za miłe słowa. Niestety czasami nie jest tak lekko jak przysłowiowa bułka z masłem. Prawdę mówiąc czasami jest naprawdę ciężko no ale cóż, takie jest życie. Trzeba je czasem brać za rogi i walczyć. O naszą kruszynę walczyliśmy ho ho. O nasze mieszkanie to tez była jakaś tam walka, o udane życie i wzajemny szacunek… to jest walka dzień po dniu. Na razie w większości nam się udaje chociaż czasami jest naprawdę cieżko
Lovable, cisza, Małgosia – dziękuje za życzenia zdrówka. Postaram się zdrowieć jak najszybciej dla Słońca i dla P.
Kolejny etap - szpital w O.
Dojeżdżam pociągiem mniej więcej na 14. Krótka chwila na izbie przyjęć i 10 minut później ląduje w pokoju na swoim łóżku. Siedem twarzy patrzy na mnie a ja niepewnie na nich, no bo w końcu to mój pierwszy pobyt w szpitalu, przynajmniej pierwszy tak długi pobyt.
Trafiło mi się łóżko w rogu zaraz przy drzwiach, łóżko ładnie wyprofilowane w kształcie łódki, raczej nie ma możliwości, żeby w nocy z niego spaść. Jeszcze tego nie wiem, ale nie raz zatęsknię za normalnym prostym materacem nie wygiętym w łuk przez niezliczone rzesze pensjonariuszy przede mną. Sąsiad widzi chyba, że mam nietęgą minę i z uśmiechem proponuje, że mnie oprowadzi i wszystko w szpitalu pokarze. No i zabiera mnie na turnee po oddziale, 30 sekund później wracamy do pokoju, a ja widziałem już wszystkie atrakcje i główne punkty mojego oddziału. To znaczy dowiedziałem się gdzie jest WC i gdzie jest rozdawalnia leków po jedzeniu.
Przyjechałem już po obchodzie, tak więc nie pozostaje mi nic innego jak czekać do następnego dnia. Rozpakowuje rzeczy, rozpłaszczam się, zakładam piżamę (obowiązujący strój wyjściowy w szpitalu) i robię to co robi każdy w pokoju - kładę się na łóżku. Trochę próbuję rozmawiać, trochę współtowarzysze niedoli zagadują, takie spokojne przełamywanie pierwszych lodów. Na szczęście sąsiad obok jest w moim wieku i gaduła. Jeszcze mi to nie przeszkadza tak więc jest fajnie. On gada, ja słucham od czasu do czasu coś wtrącam od siebie i tak mija dzień. I kolejny. I kolejny. I kolejny. I tydzień minął. I drugi tydzień. I trzeci... nuda.
Plan dnia według chorych na gruźlicę:
6:00 - Pobudka i włączenie radia "Złote przeboje" ("Złote przeboje" wywalczyłem bo jak przyszedłem to nastawione było RMF a tam cały czas ta sama sieczka)
6:01 - Lekarstwa. Dwie duże czerwone kapsułki dostarczone przez siostry (na czczo)
6:02 - Oblucje
6:30 - Poranna kawa i odpoczynek przy radiu w oczekiwaniu na śniadanie
7:00 - Pomiar temperatury
7:08 - Zapisanie zmierzonej temperatury na kartę. (Zapisują pielęgniarki, plus zawsze pytają czy było wypróżnienie. Jeśli było to stawiają kreskę w kratkę pod temperaturą (taki uproszczony rysunek stolca))
8:00 - Śniadanie (zupa mleczna, 5 kromek chleba, 3 plasterki wędliny i masła na 2 kanapki. Generalnie nadrabiali chlebem. Szybko uczę się dzielić 3 plasterki wędliny na 5 kromek, a masło wsmarowywać tylko w dziurki w chlebie, dzięki czemu na każdej kromce czuję delikatny smak masła i jeszcze delikatniejszy posmak wędliny.)
8:20 - Oddawanie talerzy i odbiór porannych leków (5 dwukolorowych kapsułek i 1 duża biała, gorzka, ohydna, stająca w gardle tabletka)
8:21 - Leżakowanie
10:00 - Obchód (Lekarz pyta czy wszystko w porządku, Ja odpowiadam, że tak. Lekarz pyta czy czegoś nie potrzebuję, Ja odpowiadam, że nie i na tym koniec)
10:02 - Leżakowanie
13:00 - Obiad (dobry, przynajmniej ja nie narzekam innym różnie, niektórym smakuje innym nie)
13:20 - Oddajemy talerze i odbiór popołudniowych leków (1 duża, ohydna, gorzka niedobra)
13:21 - Leżakowanie
16:30 - Pomiar temperatury
16:31 - Zapisanie temperatury plus pytanie o stolec u tych, u których nie ma porannej kreski.
16:50 - Włączamy TV (na dwójce nadają stare seriale. "Zmiennicy" "4 pancerni i pies" itp. W weekend - Małysz)
17:00 - Kolacja (5 kromek chleba, liść kapusty pekińskiej, parówka (ostatnia i na dodatek Hrabiego Bary Kenta), masło na dwie kromki)
17:20 - Oddajemy brudne talerze (z żalem bo seriale fajne) i odbiór leków wieczornych (1 duża, ohydna...)
17:21 - Leżakowanie
20:00 - Przychodzą siostry i pytają czy ktoś nie ma gorączki. Jak nikt nie ma to ok, jak ktoś ma to paracetamol i też ok. Nie przerywamy Leżakowania.
21:50 (około) - ostatni gasi światło, wcześniej jeszcze prysznic i mycie zębów. Jutro to samo. i tak przez 7 tygodni.
cdn... W następnym odcinku (ostatnim) napisze jakich tam ludzi spotkałem. Fajne chłopaki zasługują na dokładniejszy opis. Chciałem dzisiaj opisać ale lecę do Słońca bo właśnie mi powiedziało, że poczuła ruchy dzidziusia naszego :). Kurcze kurcze kurcze jakie to musi być fajne uczucie czuć tak jak dzidziuś kopie od środka.
Następny dzień to wizyta w specjalistycznej przychodni gdzie dowiaduję się, że nie ma co zwlekać i trzeba mnie odseparować. Lekarka przy mnie dzwoni do szpitala i chce jak najszybciej łóżko dla mnie. Baba jest wredna i niewiele mówi, mimo że ja staram się być cały czas uprzejmy. Pewnie nie rozumie, że w chwili obecnej potrzebuję jak najwięcej informacji zwłaszcza, że w domu jest Słońce, które nosi naszego dzidziusia. Wogóle to czuje się u niej jak intruz, jakby to była moja wina, że o coś pytam i że śmiałem zachorować. No nic, taka to już jest Polska służba zdrowia, zdecydowanie odbiega od standardów pokazywanych w "Leśnej górze".
Dowiaduję się tyle ile mogę, resztę doczytuję na internecie. Im więcej czytam tym mam większy mętlik w głowie no i strach przed tym co będzie jeśli Słońce też jest chore. Babsko w przychodni powiedziało, że Słońce też powinno się prześwietlić osłaniając brzuszek specjalnym fartuchem. Ciekaw jestem czy to głupie babsko ryzykowało by swoim dzieckiem i prześwietlało je roentgenem? Generalnie każdy lekarz ciągnie w swoją stronę nie zważając na innych. Pulmonolog (babsko w przychodni) chce robić zdjęcie nie zważając na dzidzię, nasz ginekolog przestrzega przed robieniem zdjęcia. Babsko nas straszy, że nie leczona gruźlica to jeszcze gorzej dla dziecka i Słońca, ginekolog że roentgen w I trymestrze jest wogóle niedopuszczalny, a później tylko w nagłych wypadkach i pod szczególną ochroną.
Lekarze nas straszą a w środku jesteśmy my, z problemem czy robić zdjęcie i ryzykować uszkodzenie dziecka, czy nie robić zdjęcia i jeśli gruźlica to też ryzykować że dziecku coś się stanie. Na dodatek wkurza mnie jeszcze jedna rzecz . Wszyscy lekarze mówią o naszym dziecku jako "płód". A mi się to totalnie nie podoba. Nie mamy płodu tylko mamy dziecko!!!. Słońce mnie uspokaja, żebym się tak nie denerwował i w sumie widzę, że jakoś tak spokojniej do wszystkiego podchodzi.
Długo rozmawiamy o tym, szukamy gdzie się da na internecie. Niestety nic nie jest w stanie rozwiać naszych czarnych myśli. Wszystko co zrobimy będzie źle dla naszego dziecka. W końcu postanawiamy nie panikować i poczekać, zaczerpnąć rady, poczekać co mi w szpitalu powiedzą (w końcu cały czas mam tylko podejrzenie gruźlicy a nie już stwierdzoną gruźlicę).
Następnego dnia rano dzwoni telefon ze szpitala gdzie zapraszają mnie bo właśnie zwolniło się łóżko. Cieszę się, bo wyjadę i przestanę być zagrożeniem dla Słońca i martwię się, bo zostawiam Słońce same ze wszystkimi problemami na głowie. Od tej chwili przez siedem kolejnych tygodni pozostanie nam już tylko kontakt telefoniczny i smsowy.
cdn...