Najnowsze wpisy, strona 2


cze 12 2006 Kminek
Komentarze: 5

Słońce moje najdroższe ma jutro urodziny. Prezent wymyśliłem już dawno, dziś jednak dopiero znalazłem czas, żeby móc go kupić. Mam nadzieje, że Jej się spodoba i będzie zadowolona. Na szczęście Słońce nie umie 'sztucznie' cieszyć się z nieudanego prezentu tak więc od razu będę wiedział czy trafiłem. Z jednej strony to dobrze ale z drugiej jak okaże się, że prezent kiepski i usłyszę pytanie "No ale po co...?" to nie wiem co będzie :).
Ponieważ Słońce czyta tego bloga tak więc sami rozumiecie, że na razie nie mogę nic zdradzić. Urodziny dopiero jutro (kolejne osiemnaste :).

A tak z innej nieco beczki to wszedłem dzisiaj do Carrefoura, bo jakoś tak zgłodniałem i myślałem, żeby kupić sobie coś na 'gorącym punkcie'. Wiem, że kupowanie czegokolwiek z 'gorącego punktu' (miejsca, gdzie kurczaki odzyskują świeżość po raz trzeci) nie należy do najbezpieczniejszych, ale byłem głodny, a poza tym mała bułka z pewnością by mi nie zaszkodziła (tak myślałem). Nawet już stałem w kolejce i upatrzyłem sobie zapiekankę z szynką i ociekająca serem a na dodatek posypaną kminkiem.
Żona moja, dla przykładu, kminku w ogóle nie trawi i jak zdarzy nam się kupić chleb z kminkiem to zanim go zje potrafi siedzieć i wydłubywać kminek z każdej Kromki. Ja dla odmiany do kminku nic nie mam i nawet go lubię.
Tak więc stałem w tej kolejce w Carrefourze i już cieszyłem się na myśl o rozkoszy dla podniebienia jaka wkrótce miała mnie spotkać. Nagle zupełnie nieoczekiwanie jedno ziarenko kminku wstało i przeszło kawałek po czym usadowiło się na plasterku szyneczki.
Od razu muszę zastrzec, że nic nie piłem i byłem całkowicie trzeźwy, nie byłem też pod wpływem, żadnych środków halucynogennych ani innych odurzających. Najnormalniej w świecie miałem przed oczami chodzący kminek. Kolejka przesuwała się w stronę kasy a ja wraz z nią, jednocześnie będąc coraz bliżej zapiekanki z 'kminkiem'. Będąc już całkiem blisko, kolejne ziarenko najnormalniej w świecie przeleciało na zapiekankę z salami obok. No tak, pomyślałem, nie dość, że chodzi to jeszcze lata a zaraz pewnie zacznie stepować. Jakiś metr od 'kminkowej' zapiekanki mogłem już bez problemu rozpoznać szczegóły każdego z ziarenek. Ziarenka miały nogi, miały skrzydła, oczy i z bliska wyglądały zupełnie jak małe muszki...

Na tym skończyłem stanie w kolejce i wicie co, od dzisiaj zawsze jak będę jadł chleb z kminkiem będę miał przed oczyma te cholerne muszki. Chyba przestanę lubić kminek ku uciesze Słoneczka mojego kochanego.

KKDK - czyli Krótki Komentarz Do Komentarzy

Mario_B. - Generalnie zrobiłem to ręcznie. Szlifując szpachle gipsową na suficie czułem jakby mi ktoś mąką w twarz sypał, ale ostatecznie udało się. Chociaz tak całkowicie z efektów nie jestem zadowolony. Następnym razem nie porywam się z motyką na słońce. Wynajmę ekipę, która zrobi mi to szybciej, lepiej i taniej bo teraz to tylko musiałem narzędzi nakupować.

Małgosia - Miło mi że Ci miło :).

zapiski-taty : :
cze 06 2006 Sąsiedzi
Komentarze: 2

Wracam, a przynajmniej taki mam plan. Wrócić do was i nadal was męczyć. Przerwa jaka była ostatnio w blogowaniu powodowana była: moim lenistwem zmianą pracy a co za tym idzie nawałem nowych obowiązków (ostatnio) remontem w mieszkaniu. A propo remontu to gdyby nie moje 'umiejętności' to już dawno było by po kłopocie. Wszystko zaczęło się od malowania. Z tym, że przy okazji postanowiłem wymienić płytę paździerzową chroniącą dojście do szachu na karton-gips czyli tak, żeby było nowocześniej i zdrowiej bo w paździochu może się zalęgnąć grzyb a w karton-gipsie nie.
Dodatkowo przy okazji postanowiłem przenieść gniazdko elektryczne i pstryczek do światła.

Zaopatrzyłem się w niezbędnik młodego destruktora czyli młotek i przecinak do betonu i przystąpiłem do demolki. Płytę rozwaliłem dosyć szybko i dosyć szybko osadziłem karton-gips szkoda tylko, że krzywo i teraz wygląda to koszmarnie przez co szlag mnie trafia. Pstryczek też udało mi się przenieść, ale i tak jutro idzie do poprawy, bo teraz jest prowizorka grożąca pożarem. Z gniazdkiem poszło mi nieco gorzej bo okazało się, że musze kuć w żelbetowej płycie, żeby móc kabelki puścić w ścianie. Jak zacząłem kuć tak po mniej więcej 4 godzinach przyszedł wkurwiony sąsiad, że mu sportu nie daje oglądać. Sąsiad mieszka pięć pięter niżej co mnie nieco zdziwiło, że słyszy i mu to przeszkadza bo w sumie osoba mieszkająca bezpośrednio pode mną nie skarżyła się. Koniec końców z sąsiadem się pokłóciłem i go wygoniłem z domu a on postraszył mnie skargą do administracji. Chwilę po tym jak wyszedł ja też się poddałem i postanowiłem nie przenosić gniazdka tym bardziej, że faktycznie robiło się już późno a praca posuwała się w żółwim tempie.
Podłączenie gniazdka spowrotem do sieci poskutkowało spaleniem trzech z czterech korków elektrycznych. Ratując resztki honoru podłączyłem ostatni działający korek tak, żeby chociaż w pozostałych gniazdkach był prąd, żeby nam lodówka się nie rozmroziła.

I tak zakończyła się sobota. 1 wkurwiony sąsiad, 3 spalone korki, 0 przeniesionych gniazdek, 1 przeniesiony włącznik światła ale do poprawy tak więc się nie liczy. W niedzielę wcale nie było lepiej, pomijam tu fakt, że malowałem w niedzielę zamiast święcić dzień święty... Pod koniec dnia udało mi się skończyć malować sufit, który i tak idzie do poprawy bo szpachlę gipsową, która miejscami położyłem, trzeba było jeszcze wyrównać...

Dziś jest wtorek. Rozpierducha w domu zdaje się nie mieć końca, Udało mi się wyszlifować sufit i doprowadzić go do jako takiego wyglądu. Jutro być może uda mi się naprawić włącznik światła i rozpocznę 'drugą turę' z przenosinami gniazdka. (Nie wiem jeszcze jak, ale muszę je przenieść, brakuje mi jeszcze 20 centymetrów żelbetonu do skucia).

No cóż jestem dobrej myśli, chociaż jak tak czasem spojrzę na siebie z boku to tak jakbym widział tą czeską bajkę pt. 'Sąsiedzi', wszystko co może nawalić nawala. I tak od soboty. Miało być szybkie malowanie w jeden dzień a tymczasem już piąty trwa remont.

zapiski-taty : :
kwi 20 2006 Cisza...... i coś z tego będzie. Czuje...
Komentarze: 0

Słońce wróciło dzisiaj z wyjazdu służbowego nie w sosie. Niby wszystko w porządku pytałem czy jest na mnie zła, odpowiedziała że nie tylko dlaczego nic się do mnie nie odzywa???
Jak twierdzi 'Nie ma nic ciekawego do powiedzenia'. Ok nie zawsze trzeba kłapać ozorem, tylko że to nie jest w stylu Słoneczka tak się nie odzywać.

Czuje i wiem, że jest na mnie zła. Wydaje mi się też, że wiem dlaczego, ale to tylko mi się wydaje. Pewności nie mam.

zapiski-taty : :
kwi 13 2006 Maniak
Komentarze: 3

Wiesz, ze żyjesz w roku 2006, kiedy:

1. Niechcący wprowadzasz hasło do mikrofalówki.
2. Od lat nie układałeś pasjansa prawdziwymi kartami.
3. Masz 15 numerów telefonów do twojej czteroosobowej rodziny.
4. Wysyłasz maile do osoby przy sąsiednim biurku.
5. Nie utrzymujesz kontaktu z rodzina i znajomymi, którzy nie maja maila.
6. Po długim dniu pracy odbierasz telefon mówiąc nazwę firmy.
7. Kiedy dzwonisz z domu wciskasz najpierw 0.
8. Od czterech lat siedzisz przy tym samym biurku, a pracujesz dla trzeciej z kolei firmy.
10. Dowiadujesz się z wiadomości, email że zostałeś zwolniony z pracy.
11. Twój szef nie umiałby wykonywać twojej pracy.
12. Zatrzymujesz samochód pod blokiem i dzwonisz z komórki do domu, żeby ktoś zszedł i pomógł ci wypakować zakupy.
13. Każda reklama ma na dole adres www.
14. Wychodzac bez telefonu komórkowego, którego nie używałeś przez ostatnie 20 lub 30 (lub 60) lat, wpadasz w panikę i wracasz po niego do domu.
15. Wstajesz rano i wchodzisz na Internet, zanim wypijesz kawę.
16. Jesteś zbyt zajęty, żeby zauważyć, ze nie było punktu 9.
17. Przesunąłeś stronę do góry, żeby sprawdzić, ze nie było punktu 9.

Taki email dostałem ostatnio od znajomego z pracy. Znajomego, który siedzi przy biurku obok (patrz pkt. 4). Pierwsza reakcja to oczywiście śmiech, po chwili jednak zdębiałem.

Wyobraźcie sobie że cofacie się 20 lat wstecz kiedy po ulicach jeździły głównie duże fiaty, polonezy oraz duma polskiej motoryzacji fiaty 126p, a w sklepach można było nabyć wyroby czekoladopodobne i ocet. Z tym, że wyroby czekoladopodobne tylko pod warunkiem posiadania kartek.
No więc cofnęliśmy się w czasie o dwadzieścia lat i nie mamy przy sobie komórki, a w domu nie ma komputera z szerokopasmowym Internetem. Nie ma gadu-gadu, stron www, czatów, blogów, zakupów on-line, emaili etc. Wyobrażacie sobie takie życie? Bez komputera czy komórki?

Można by pomyśleć, że w takich warunkach człowiek umarłby z nudów, tyle że jakoś pokolenia naszych rodziców przeżyły bez Internetu i nawet nieźle im to wychodziło. Po skończonej pracy szli do domów i z racji tego że nie mieli telefonu ani emaila nie obawiali się, że za chwilę zadzwoni szef albo wyśle email z 'prośbą' o szybkie dokończenie jakiegoś projektu. Praca w pracy, rodzina w domu, koniec i kropka.

Kiedyś usłyszałem zdanie, że Internet uwolnił człowieka, umożliwiając mu kontakt ze wszystkimi a świecie. Pewnie tak ale czy ta 'wolność' nie jest złudna? Czy jesteśmy bardziej 'wolni' niż ludzie z poprzedniej dekady, którzy nie musieli być cały czas pod telefonem i nie śpieszyli się tak wszędzie jak my. Nie chodzili do makdonaldów na fastfudowe jedzenie, żeby szybciej móc wrócić do pracy, nie żyli na tak wysokich obrotach nie przejmowali się tym, że od dwóch tygodni nie dostali odpowiedzi na wysłany do rodziny list. Generalnie żyli w mniejszym stresie i byli chyba bardziej wyluzowani.

Siadając do komputera mam do dyspozycji setki znajomych na wyciągniecie ręki. Wystarczy, włączyć gadu-gadu albo wysłać email, tylko czy w tym siedzeniu przed komputerem i rozmawianiu z kolegami nie jestem 'samotny'? Moi rodzice spotykali się ze znajomymi w realnym świecie. Rozmawiali, pili piwo, śmiali się wśród znajomych. Kiedy ja pisze z kimś na gadu-gadu uśmiecham się do stojącego przede mną monitora. To tak jakby moi rodzice 20 lat temu uśmiechali się do telewizora (za takie zachowanie pewnie by ich zamknęli w wariatkowie teraz jest to normalne i nikt nie zwraca na to uwagi).

Czizas co to się porobiło? Pamiętam spotkania całej rodziny u babci na święta czy w wakacje jak jeszcze byłem małym siusiumajtkiem. Teraz wysyłam bratu życzenia świąteczne emailem, ostatnio widziałem go jakieś cztery miesiące temu, a mieszkamy w jednym mieście!!!

Im więcej pisze tym bardziej się załamuje. Chyba najlepiej jak po prostu skończę i przejdę się na spacer (przy okazji załatwię parę spraw związanych z nowym mieszkaniem). Mam zamiar wolno sobie spacerować i nigdzie się nie śpieszyć ale najważniejsze jest to, że NIE wezmę ze sobą komórki.
Dwie - trzy godziny bez telefonu chyba wytrzymam chociaż wiem, że może być ciężko :).

Czy jestem już internetowym nałogowcem???

zapiski-taty : :
kwi 05 2006 Empatia = 0
Komentarze: 0

Jak to fajnie jest mieć taką mądrą osobę przy swoim boku. Słońce moje nie raz już mnie zaskoczyło i pewnie nie raz mnie jeszcze zaskoczy. Naprawdę ma dziewczyna niesamowite podejście do życia. Czasem mnie może to i irytuje to Jej całe 'logiczne' myślenie i 'analityczne' podejście do każdego zachowania i każdej wypowiedzi ale nie zmienia to faktu, że dzięki temu dzień za dniem zaskakuje mnie swoim intelektem. Ostatnio powiedziała mi taką rzecz, że aż mi w pięty poszło.

A wszystko zaczęło się od smutku. Smutno nam się zrobiło kiedy rozmowa zeszła na nasze problemy ze zdobyciem dzidziusia i z zajściem w ciąże. Słońce jak zawsze w takich chwilach rozpłakało się a ja w swojej prostackiej naiwności, chcąc ją pocieszyć powiedziałem żeby nie płakała i że wszystko będzie dobrze. Na to Słońce zapytało mnie dlaczego ma nie płakać i co jest takiego złego w płakaniu? Powiedziała jeszcze jedno zdanie, które od tamtej pory cały czas kołata się po mojej pustej łepetynie. Powiedziała, że nie powinienem czuć się zażenowany tym że płacze i próbować ją pocieszyć ale powinienem być zaszczycony tym, że może płakać w mojej obecności i że chce to robić przy mnie a nie przy kimś innym.

Zatkało mnie (jak zawsze kiedy zdam sobie sprawę z 'oczywistych prawd') i od tamtej chwili nie mogę o tym przestać myśleć. W prosty sposób Słońce uświadomiło mi jak ważny dla niej jestem i ile dla Niej znaczę. Jestem kimś przy kim nie wstydzi się i przy kim chce płakać kiedy jej smutno, a ja niepotrzebnie próbuje tłumić otaczające nas emocje.

No i tak chodzę od tygodnia i myślę sobie że może nie warto tak 'spłycać' związek i traktować nasze relacje w taki powierzchowny sposób? Mam nadzieje, że z tego myślenia coś wyniknie, i że uda mi się zwiększyć moją empatię chociaż w stosunku do Słoneczka.

KKDK - czyli Krótki Komentarz do Komentarzy

rebeliantka.blog.pl
- W sumie wizja zakończenia spłaty kredytu za 30 lat faktycznie jest nieco 'dziwna' ale pomyśl że jak wynajmujesz u kogoś, to co miesiąc nie zbliżasz się nawet o krok do tego żeby mieć SWOJE mieszkanie :). My jutro spłacimy pierwszą ratę i jedna trzystasześćdziesiąta mieszkania będzie już tylko nasza :).

zapiski-taty : :